Powrót na prośbę, co w blogu i dzisiejszy dzień

11 października 2021r
Jedynka:

Tak, Znowu się zjawiam, na prośbę kilku znajomków.
Cóż, myślałem, że się już nie złamię, ale chyba wiatr koleżeństwa, potrafi przygiąć każde sumienie do powrotu. Może to i dobrze.
Postaram się pisać tu w miarę systematycznie, chociaż nie gwarantuję, że wpisy będą wpadały z regularnością, jak na filmociągu – opisujące filmy obejrzane z ad co tydzień, ale postaram się.
Nie będzie to monotematyczny blog: głównie co przyniósł dzień miniony, ale też niektóre opinie produktów ortopedycznych, które miałem możliwość testować (a nie zawierają klauzuli).

Dzisiejszym dniem, jakby się uprzeć, to można by obdzielić ze cztery osoby,tym, co się działo, ale pomińmy, to milczeniem.
Z racji, że dziś pierwszy dzień byłem w nowej pracy, wyjechałem z domu już o siódmej. No niby do dziewiątej sporo czasu, ale to zawsze lepiej być wcześniej. A tym bardziej, że droga dosyć długa, bo sześć kilometrów z buta, to nie byle co (znaczy bardziej dokładnie byłoby napisać "Z koła" a nie "buta"), no ale nie owijając w bawełnę, tak to wygląda.
Trasę do pracy przez tydzień ćwiczyłem sobie, by móc samodzielnie jeździć i to żeby się nie spóźniać, więc nie obawiałem się drogi, ale zawsze gdy pierwszy raz się gdzieś jedzie samemu, to jakiś taki dreszcz niepewności pojawia się.
Trochę żal patrzeć, jak autobusy jeżdżą, tramwaje śmigają, a ty musisz z buta śmigać do roboty, jednak chyba taka cena jest za nowoczesność „mózgów” władających niektórymi miastami, ale nie ze wszystkim człowiek może walczyć.
W przerwie między pracą, wyskoczyłem sobie skorzystać z czytelni rodzimego Campusu, i chyba zaszkodził mi "urlop" od Ogrodów, bo zapomniałem o jednych schodach, i długo nie trzeba było by owe schody, przypuściły na mnie zamach.
Otrzepawszy się z nie wyhamowania przed schodami, zamówiwszy książkę do skanowania, wróciłem na zmianę.
16:30 koniec, i w drodze powrotnej udało mi się trafić przypadkowo, do przepysznej restauracji znajdującej
się przy Poznańskiej Katedrze. Wielkie mniam! Takiego Łososia w sosie pomidorowym z pyrkami, dawno nie jadłem. Obiecałem sobie, że od czasu do czasu, muszę sobie tu pozwolić zajrzeć, bo taki pomidorowy, miałem przyjemność jeść raz , jakoś w 1989r gdzieś w bufecie koło Łomży, gdy jako dziecko, jechałem do Chylic.

Wieczorem jeszcze ogarnąłem trasę na pogotowie, gdyż przelot nawet na niskiej prędkości przez schody, zostawia skutki uboczne. Ostatecznie wyszło niezbyt źle, bo usztywniony będę tylko cztery tygodnie, ale tak, czy tak, szczęście, to jest to, czego chyba mam dostatecznie dużo, by wszędzie się objawiało.

Uśmiech.

9 komentarzy

  1. Hm…. Dzięki za komentarz, jednak tu, tylko od czasu, do czasu przeklejki lądują i tak już będzie z bloga dla widzaków. Pisanie tu, wiązało się z tym, że pudełko tabletek na uspokojenie w tydzień znikało, i nawet nie wiadomo kiedy, jak i gdzie. Więc tu rzadko coś wklejam. Ale oczywiście zapraszam, jak coś mój blog wniesie dla Ciebie, to tylko należy się cieszyć.

  2. @milena132
    To tylko złamane 2 palce w ręce, więc rzeczywiście, jest nie źle. Mogłoby być gorzej.
    @magmar,
    Cóż, ktoś kiedyś powiedział, że "bariery są tylko w zakresie naszego umysłu", więc jeśli się odgrodzi człowiek od myślenia, że czegoś się nie da rady zrobić, to od razu jest mniej zakłócających nasze możliwości przyczyn.

  3. Podziwiam Cię za determinację.
    Pewne sprawy, które wydają mi się nie do przekroczenia dzięki Tobie zyskują realnych wymiarów.
    Dziękuję, że tu jesteś iże dajesz mi nadzieję na to, że można realizować swoje marzenia.

Skomentuj magmar Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink